„Potwór pamięci” to książka, w bardzo dużym skrócie, o tym, co we współczesnym Izraelu oznacza pamięć o Zagładzie, za wszystkimi tego konsekwencjami: obciążeniem dla badaczy, paradoksami, trudnymi relacjami z Polakami, Niemcami i Arabami, z trywializacją, a czasem i, nazywając rzecz po imieniu – z absurdem i farsą. Ale błędem jest postrzeganie tej książki wyłącznie z perspektywy Izraela. Bo książka jest uniwersalna i wielowątkowa.
Autor swoją opowieść poprowadził w formie osobistego listu historyka do dyrektora instytutu Yad Vashem. Bohater książki pnie się po szczeblach naukowej kariery, jest przewodnikiem grup izraelskiej młodzieży, w ramach tamtejszego systemu edukacji odwiedzających byłe obozy zagłady, które – to też jest tu ważnym wątkiem – Niemcy „pomysłowo” umieścili na ziemiach Polski. Pewnego dnia, podczas zwiedzania byłego obozu Auschwitz, dochodzi do z pozoru drobnego incydentu, który powoduje stopniowy kryzys u badacza i na końcu nie wiemy już, co tu jest faktem, co zawłaszczył „potwór pamięci”, a co jest po prostu wytworem pogrążającego się w chaosie umysłu bohatera…
Książka jest trudna i ciężka, ale znalazłam w niej wątek, który zmusił do głębokich refleksji. Ja też miałam być badaczem, studiowałam historię, ale ostatecznie poszłam w życiu inną drogą. Na pewno jestem schizofrenikiem. I na pewno jestem po prostu osobą, którą interesuje temat Zagłady, od prawie 30 lat (jakie powiązania są między tymi dwoma faktami – niektórzy wiedzą, dla innych niech pozostanie to tajemnicą).
Ileż chamskich komentarzy usłyszałam w życiu z powodu moich zainteresowań… Mimo upływu lat te wspomnienia czasem bolą, bo nigdy nie miałam złych intencji, a o zaburzenia psychiczne, rozszalałe zwłaszcza w okresie gimnazjum i najsilniej – liceum, nie prosiłam. A nikt z mojego otoczenia nie zrobił nic, żeby mi w jakikolwiek sposób pomóc.
Jak to się ma do książki? Ważne miejsce zajmuje tam wątek obciążenia psychicznego, z jakim muszą zmierzyć się badacze. Jedni mierzą się sprawnie, inni mniej, ale – jak sama dobrze wiem – przybiera to różne formy, czasem niezrozumiałe, dziwaczne, groteskowe itd. A w tym wszystkim musi pomieścić się jeszcze mnóstwo innych czynników, także ten najważniejszy – empatia dla ofiar. Mimo wszystko, paradoksalnie miałam znacznie więcej szczęścia niż bohater książki. Książki, obok której nie mogę przejść obojętnie, stąd i moje osobiste przemyślenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz