środa, 5 lutego 2025

"Arytmetyka diabła"


 Przeczytałam, choć głównie z mieszanymi uczuciami.

Z jednej strony książka ma godny pochwały morał – był taki cytat gdzieś na ekspozycji w Muzeum Auschwitz, że “kto nie zna historii, skazany jest na jej powtórne przeżycie”. Młoda bohaterka “Arytmetyki diabła”, uważająca historię i tradycję swojej rodziny i narodu za nudziarstwo nie spodziewała się, co stanie się jej udziałem.

Ogólnie dużo lepiej byłoby, gdyby fabuła książki bardziej trzymała się faktów. Początek książki, spokojne życie w sztetlu całkowicie niespodziewanie przerwane przez Niemców i od razu wywózka do Auschwitz…? No, nie, to tak nie funkcjonowało. W samym obozie też nie wszystko zostało ukazane takim, jakim było w rzeczywistości.

Ale przecież to powieść dla młodzieży, a nie książka naukowa… Dodam, że to nie jest kolejne holo-polo powstałe tylko dlatego, że długo była taka moda i że Auschwitz i Zagłada to dla grupki grafomanów żyła złota… “Arytmetyka diabła” została napisana w latach 80.

Gdyby porównać tę książkę z “Lalkarzem z Krakowa”, który również jest książką dla młodszych czytelników – “Lalkarz” wypada dużo lepiej, bo realia wojny przedstawiono prawdziwiej, a z kolei obóz śmierci symbolicznie, bez opisywania okrucieństw tego miejsca “w wersji soft”, przepraszam za wyrażenie.

Jakkolwiek – mimo, że często miałam mieszane uczucia, nie skreślam “Arytmetyki diabła”. Książka ma z pewnością walory edukacyjne i płynie z niej ważne przesłanie (nie tylko dla dzieci narodowości żydowskiej), którego próżno szukać w kiczowatych romansidłach “…z Auschwitz”.

Można przeczytać, choćby jako ciekawostkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz