Pan Henryk Mandelbaum mieszkał „po sąsiedzku”, w mieście obok. Nigdy się z nim nie spotkałam, choć chciałam wysłuchać jego historii. Z pewnych względów nie byłam jednak na to w tamtym czasie gotowa. Nie zdążyłam. Henryk Mandelbaum odszedł w 2008 roku.
Mówiono o nim zawsze, że to człowiek… specyficzny (tak, tego określenia używano), ale niezwykle otwarty. Nie bał się̨ wracać do swoich obozowych koszmarów i otwarcie, szczerze opowiadać o tym, co robił i widział. Pan Mandelbaum występował w licznych filmach dokumentalnych, chętnie rozmawiał z historykami, młodzieżą i innymi osobami, które chciały posłuchać o jego przeżyciach. Tak właśnie powstała niniejsza książka. Pan Mandelbaum opowiedział w niej o całym swoim życiu. O dzieciństwie i młodości, o okupacji i prześladowaniach, o pobycie w obozie Auschwitz i “pracy”, do której był tam zmuszany, a potem – o wyzwoleniu i swoich powojennych losach.
Pan Mandelbaum nigdy nie miał problemu z opowiadaniem o sprawach trudnych i często do dziś kontrowersyjnych. Mówił o tym wprost, otwarcie, tak zwyczajnie. Do dziś wielu ograniczonych frustratów ma problem z jego powojennymi losami, piszą nienawistne komentarze na YouTube, a pan Mandelbaum, który nigdy nikogo nie osądzał ani nie oceniał, odszedł już wiele lat temu – jak sądzę, spokojnie i w zgodzie ze sobą i całym światem.
„Gdy byłem w Sonderkommando, obmyśliłem sobie taki mały testament, że jeśli przeżyję, to będę̨ o tym mówił. Aby więcej takiej tragedii nie było”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz